sobota, 23 listopada 2013

6 miesiecy w Niemczech - dzien 1 - Bad Neuenahr - Ahrweiler.

Wyslalam sie w 6 miesieczna delegacje do Niemiec, ktora zaczela sie dzisiaj. Start Poludniowo - Zachodni Londyn - przystanek  w podrozy Bad Neuenahr - Ahrweiler, 576km. Bagaznik wypchany rzeczami, ktore uznalalam za potrzebne w ciagu najblizszych 4 tygodni.

Wybralam Bad Neuenahr - Ahrweiler na przystanek w podrozy do miejsca docelowego, bo odwiedzilam kiedys to miasto podczas wymiany szkolnej w 1994r. Myslalam, ze nie uda sie znalezc malowniczego miasteczka ze zdjec, ale na szczescie podpisalam je i nie bylo problemu.

Zatrzymalam sie na wzgorzu nad miastem, w hotelu Hohenzollern, w ktorym to bylam w restauracji na herbacie. Pamietam do dzisiaj, bo herbata za 20 DM w 1994r to bylo bardzo duzo i to z dwoch powodow: bo bylam z Polski i bylam jeszcze w liceum, wiec wszystko wydawalo mi sie drogie. Oczywiscie na herbate zaprosila nas jedna z matek u ktorej sie zatrzymywalysmy.



Z hotelu mozna dostac sie do miasta bez problemu, idzie sie u podnoza winnic i mozna dojsc prosto do centrum Starego Miasta Ahrwailer.  Przy wyborze hotelu dobrze jest sprawdzic czy miesci sie on w Ahrweiler czy w Bad Neuenahr. Mimo, ze oficjalnie jest to jedno miasto, to tak naprawde sa to dwa miasta z dwoma centrami. Stare Miasto z kolorowymi domami jak z pocztowki jest w Ahrweiler. Do centrum pierwszego czlonu nazwy nie doszlam, a zapuscilam sie dosc daleko na wschod.

Moj pierwszy dzien podrozy mial dwa glowne cele: kupic karte sim prepaid z internetem i zrobic zakupy zywieniowe na niedziele, ze wzgledu na zamkniete sklepy w ten dzien. Przed wyjazdem sprawdzilam, ze chce karte sim z sieci Blue.de i gdzie moga ja kupic. Niestety nie znalazlam tego konkretnego sklepu, ale trafilam do jakiegos, ktory nazywal sie Media Land i mial karty sim innej firmy. Pierwsza niespodzianka: sprzedawca okazal sie Polakiem. Druga: to byl ten sklep, ktorego szukalam, ale chyba zmienil nazwe, bo na rachunku ciagle byla stara.

Z zakupami spozywczymi nie bylo problemu, natknelam sie na supermarkety sieci: Hit, Aldi, Netto, Edeka. Co ciekawe Aldi i Lidl w UK i w Polsce uwazane sa za najtansze supermarkety, a tutaj chyba za przecietne, bo jest ich wszedzie pelno.

Wracajac do starego miasta Ahrweiler, nie da sie ukryc, ze jest ono jak z obrazka i ma sie przesyt cukru po jakims czasie. Kamienice sa bardzo kolorowe i maja wiele ozdob, czasami az za duzo. Jest mnostwo sklepow z pamiatkami i innymi zbieraczami kurzu oraz duzo restauracji. Ja skusilam sie na obiad w restauracji Niederhatklause, ktora miesci sie w malym domku, bo inaczej nie da sie tego nazwac. Wlasciciele/ obsluga na pewno nie sa Niemcami, tylko pochodza z ktoregos wschodnio europejskiego kraju. Jedzenie jak najbardziej niemieckie.



Nie wchodzilam do zadnego obiektu w miescie, bo bylo juz na to za pozno i mialam inne cele na te wizyte (jak wyzej). Poza starym miastem sa dwie duze atrakcje w okolicy: Ahr-Resort Bad Neuenahr (spa - park wodny) i byly rzadowy bunkier z czasow Zimnej Wojny - Dokumentationsstaette Regierungsbunker. Ta druga atrakcja miesci sie tuz obok hotelu, ale niestety jest zamknieta miedzy listopadem, a marcem.

Jak ktos bedzie przejazdem w okolicy,  o lepszej porze roku, to polecam spedzic jeden dzien w Bad Neuenahr - Ahrweiler. Dookola miasta, na wzgorzach sa winnie i mozna spacerowac po szlakach czerownego wina, itp. Nawet w ten szary, listopadowy dzien spotkalam wielu ludzi, ktorzy wracali ze spacerow po wzgorzach.

Wiecej zdjec w Galerii - Bad Neuenahr - Ahrweiler


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Weekend w Szampanii w kwietniu 2013.

Weekend w Szampanii byl druga czescia wycieczki po polnocnej Francji, efektem ubocznym zwiedzania gotyckich katedr. Pierwotnie mialam wpasc na chwile do Reims zobaczyc katedre, ale po przeczytaniu przewodnika, doszlam do wniosku, ze warto spedzic wiecej czasu w Szampanii i odwiedzic producentow szampana.

Z okolic Londynu wyjechalam w sobote o 1.00 rano. Zlapalam pociag w tunelu o 3.22 i we Francji bylam o 5.00 rano. Do Reims dojechalam w 2,5h, placac okolo 33 euro za autostrade.

Nocleg mialam zarezerwowany w hotelu Campanile Reims Centre Cathédrale. W recenzjach hotelu wyczytalam, ze garaz pod hotelem jest waski i drogi i ze w weekend mozna zaparkowac za darmo na ulicy. Udalo mi sie  znalezc wolne miejsce na Rue Chabaud pod wiaduktami przy ulicy Rue Hincmar. Gdyby nie dalo znalezc sie miejsca na ulicy, jest tam rowniez duzy parking platny, maksymalnie 4 euro za dobe. Do katedry idzie sie stamtad 5 minut na piechote.

Dzieki wczesnemu  przybyciu do Reims, moglam na spokojnie zwiedzic katedre. Wreszcie symetryczna fasada, ktorej brakowalo mi w poprzednich katedrach, dwie takie same wieze. Na wieze mozna wejsc tylko z przewodnikiem, o konkretnych godzinach: 10.00, 11.00, 14.00, 15.00, 16.00. Bilety trzeba kupic w muzeum Palais du Tau, najlepiej przejsc sie tam rano, zeby zarezerwowac miejsce. W czasie lunchu nie bylo juz nic dostepnego na dany dzien. Przewodnik mowi tylko po francusku.
Katedra w Reims.

Po katedrze skusilismy sie z kolega na sniadanie w kawiarni, ktora wlasnie otwierali.

Madame croque.
Po sniadaniu poszlismy do siedziby producenta szampana Taittinger, gdzie o 10.30 mialo byc zwiedzanie z przewodnikiem mowiacym po angielsku. Taittinger nie wymaga wczesniejszej rezerwacji miejsca, ale warto dowiedziec sie, o ktorej maja zwiedzanie w innych jezykach niz francuski.Taittinger jak i Pommery sa 20-25 minut na piechote od centrum. Oba miejsca maja parkingi i mozna tam podjechac samochodem.

Piwnice, w ktorych przechowuje sie szampana w Reims sa zaadaptowanymi piwnicami i tunelami, wykopanymi przez Rzymian, w czasch gdy wydobywano skaly kredowe jako materialy do budowy budynkow. W piwnicach utrzymuje sie stala temperatura okolo 10-12C oraz duza wilgotnosc powietrza na poziomie 80-90%.

Lezakujace butelki z szampanem.

Dzieki temu, ze nasza grupa w Taittinger skladala sie tylko z 4 osob, moglismy zadac wiele pytan naszej przewodniczce i swobodnie poogladac rozne zaulki i korytarze. Metoda produkowania szampana opisana jest na stronie Wikipedii, wiec nie bede sie powtarzac. Napisze tylko, ze Taittinger ma 3mln butelek w piwnicach, ktore zwiedzalismy i 12mln butelek w piwnicach pod centrum Reims. Z tego co zrozumialam, w tych, ktore zwiedzalismy, butelki ciagle przekreca sie recznie. Natomiast wieksze piwnice sa bardziej zmechanizowane.

Sklep z pamiatkami Taittinger
Pamiatka z wizyty w Taittinger

Niedaleko siedziby Taittinger jest Bazylika Saint-Remi, piekny wczesno gotycki kosciol. Obok bazyliki jest rowniez muzeum. Wedlug mnie bazylika jest ladniejsza niz katedra w Reims. Oba koscioly ucierpialy w wyniku pierwszej wojny swiatowej i zostaly potem odrestaurowane.

Bazylika Saint-Remi.

Przed dalszym zwiedzaniem udalismy sie do hotelu zameldowac sie, zostawic bagaze i nieco odswiezyc. Nastepnie wybralismy sie na lunch na jedna z glownych ulic - deptakow.

Po lunchu kolejne piwnice do zwiedzania, tym razem Pommery. Kolejny spacer na drugi koniec miasta. Pommery zajmuje dosc spore tereny, wiele budynkow i ma duzy hol dla odwiedzajacych. Wedlug slow przewodniczki, wdowa Pommery chciala miec najpieknieszy majatek ziemski w okolicy i nie zalowala pieniedzy na budynki. Wizyte w Pommery nalezy zarezrwowac wczesniej, chociaz byc moze da sie kupic bilety od reki, nie jestem pewna. Przy platnosci za bilety mozna wybrac jakiego szampana chce sie sprobowac na koncu wycieczki. Do wyboru jest tradycyjny, rozowy albo dwa rozne. My skusilismy sie na rozowy, dla odmiany po tradycyjnym bialym w Taittinger.

Zejscie do piwnic Pommery.
Piwnice Pommery sa duzo bardziej okazale, niz te ktore zwiedzilismy wczesniej. Ogromne pomieszczenia - komnaty, w ktorych dodano rozne dekoracje na scianach, plaskorzezby i obrazy. Sa nawet efekty swietlne w niektorych korytarzach.

Jeden z korytarzy w Pommery.
Tym razem grupa zwiedzajacych byla duza i bylo trudniej zrozumiec przewodniczke, ktora zaciagala z francuskim akcentem. Ja skupilam sie na robieniu zdjec i troche odlaczalam sie od grupy.

Rozowy szampan, to szampan z dodatkiem czerwonego wina. Sczerze mowiac, to nie odczulismy jakiejs wiekszej roznicy w smaku, ale w koncu jestesmy tylko amatorami. Pommery nie wydaje sie byc popularny w Wielkiej Brytani, nie widzialam go na polkach sklepowych. Ja znam tego szampana z British Airways, gdzie jest serwowany w klasie biznesowej. Opijalam sie nim pare razy w tym roku :-)

Szampan Pommery.

Sklep z pamiatkami Pommery byl calkiem dobrze wyposazony w mniejsze i wieksze gadzety, rozne szampany, itp.

Ostatnia atrakcja soboty, byly nocne zdjecia katedry. Budynek jest oswietlony do polnocy.

Katedra w Reims.

Niedziele zaczelam od odwiedzin w muzeum Palais du Tau. W muzeum jest duzo sciennych dywanow, oryginalne rzezby z katedry, ktore zostaly zastapione replikami, gotyckie podziemia. Uwazam, ze warto zwiedzic to muzeum, mi zajelo to okolo 40 minut.

Hall w Palais du Tau.

Nadszedl czas pozegnac Reims i pojechac do Eperney, miasta w sercu Szampani i tuz obok wzgorz pokrytych winnicami. W Eperney jest ulica Avenue de Champagne, wzdluz ktorej sa siedziby producentow szampana. Jedna z firm jest Moet & Chandon.  Firma jest obecna na rynku szampana od 1743r. i chlubi sie tym, ze dostarczala szampana na dwory krolewskie, Napoleonowi oraz arystokracji. Mozna zwiedzac ich piwnice, bilety byly dostepne prawie od reki, musielismy czekac okolo godziny na wejscie. Maja wycieczki z przewodnikiem w wielu jezykach (nawet chinskim) i sa one co 10-15 minut. Tuz przed zwiedzaniem zjedlismy lunch przy Place de la Repulique i przespacerowalismy sie Aleja Szampana.

Avenue du Champagne.

Piwnice i tunele w Eperney sa wykopane specjalne do przechowywania szampana, nie ma tam naturalnych jaskin, ani tuneli z czasow Rzymian. Moet & Chandon ma 28km piwnic. Zauwazylam, ze duze butelki 3 i 6 litrowe nie byly owiniete w zabezpieczajaca folie, tak jak w piwnicach, ktore zwiedzilismy w sobote. Przewodniczka w Taittinger powiedziala nam, ze duze butelki owija sie folia, bo czasami eksploduja od cisnienia w srodku i folia zatrzymuje szklo, zeby nie uszkodzilo sasiednich butelek. Nie wiem jak radza sobie z tym w Moet & Chandon w takim razie.

Moet & Chandon jest producentem bardzo znanej marki szampana - Dom Perignon. Dom Perignon jest produkowany z winogron, ktore pochodza z terenow dawnego opactwa Hautvillers, ktore zostalo kupione przez M&C. Jest to tzw. vintage czyli z winogron z jednego rocznika i tylko z rocznikow, gdy zbiory byly wyjatkowo udane, a winogrona posiadaly okreslone cechy. Szampan typu vintage ma zawsze nieco inny smak. Zwykly szampan produkuje sie z mieszanki wina z 3 lub 4 rocznikow, by utrzymac ten sam smak, chociaz moim zdaniem z czasem bedzie sie on lekko zmienial.

Szampan Dom Perignon.

Sklep z pamiatkami w M&C byl rowniez imponujacy i wyszlam stamtad z kolejna butelka szampana. Wczesniej, przy okazji spaceru po Eperney bylismy w sklepie, ktory sprzedawal szampany od roznych malych producentow. Wybor byl bardzo duzy, z podzialem na rozne odmiany winogron. Szampan tradycyjnie sklada sie z 3 gron: Chardonnay, Pinot Noir i Pinot Meunier. Ja kupilam 3 rozne szampany z przewaga konkretnych gron, by zobaczyc roznice w smaku.  Szampan z samego Chardonnay nazywa sie "Blanc de blancs" (bialy z bialego), a z pozostalych dwoch gron "Blanc de noirs" (bialy z czarnego). 

Na zakonczenie naszej wizyty w Szampani, postanowilismy pojechac wzdluz trasy widokowej - Route du Champagne. Jest ona dosc dobrze oznakowana i wiedzie po wzgorzach przez winnice. Niestety z jakiejs przyczyny moja kamera samochodowa nie zarejestrowana tej czesci przejazdu, a szkoda, bo byly ladne widoki.

Route du Champagne.

Ostatni punkt wycieczki, to wizyta w miescie Laon. Dowiedzialam sie o nim z przewodnika, gdy czytalam o katedrach gotyckich. Moje biblia "Romanesque and Gothic France: Art and Architectur"opisuje te katedre szczegolowo. Katedra w Laon jest w stylu wczesnego gotyku i byla wzorcem dla katedr w Chartres i kilku innych.

Katedra w Laon.

Stare miasto miesci sie na wzgorzu, wiec dojscie na gore bez samochodu, moze byc dosc meczace. W sezonie mozna skorzystac z kolejki wjezdzajacej na wzgorze - Poma 2000. Z gory mozna podziwiac widoki na cala okolice. 

Laon.
Z Laon udalismy sie do terminalu Eurotunelu, a do domu dojechalam o 23.30.

Przejechane: 890km.
Koszty: Eurotunnel 107 funtow, hotel 69 funtow, paliwo 70 funtow, autostrady ok. 50 euro.
Wejscia do atrakcji: Taittinger 16 euro, Pommery  17 euro, Moet & Chandon 16.5 euro, Palais du Tau 7,5 euro.

piątek, 19 kwietnia 2013

Weekend gotyckich katedr: Chartres, Rouen, Amiens, Beauvais.

Bezposrednia inspiracja do tego wyjazdu byl program dokumentalny o katedrze w Chartres. Zaczelam go ogladac i wlasciwie po paru minutach przerwalam i  siegnelam po moj ulubiony album "Romanesque and Gothic France: Art and Architecture. Szybkie przejrzenie albumu przypomnialo mi o pieknych gotyckich katedrach i o tym, ze najwyzszy czas je obejrzec na wlasne oczy, a nie tylko na zdjeciach i reprodukcjach obrazow Moneta.

Planowanie podrozy, to moja ulubiona czynnosc, wiec bardzo szybko wymyslilam plan zwiedzania w jeden weekend. Postanowilam zaczac od Chartres, jako ze jest najdalej od Londynu, a potem odwiedzic Rouen i Amiens. Po jakims czasie przypomnialam sobie jeszcze o katedrze w Reims i dodalam ja do planu podrozy, przesuwajac nocleg z Roeun do Amiens. Im wiecej przewodnikow czytalam, tym wiecej obiektow do zwiedzania znalazlam i postanowilam przesunac wizyte w Reims na osobny weekend.

Trasa przejazdu.
Chartres.
Wyruszylam z domu w nocy z piatku na sobote o polnocy. Zlapalam pociag w tunelu pod Kanalem o 22.20 i wyladowalam we Francji o 4.00 rano. Teoretycznie dojazd do Chartres powinien zajac 3,5h i mialam byc tam na sniadanie, przed otwarciem katedry o 8.30. Niestety w Rouen byly roboty drogowe i byl zamkniety tunel pod miastem, w efekcie czego jechalam objazdem po bocznych drogach. Do Chartres dojechalam na 8.00, zaparkowalam na parkingu Cathedrale, ktory jest w samym centrum. Ulice byly puste, zadnych mieszkancow ani turystow nigdzie nie bylo widac.

Na placu przed katedra byla tylko jedna osoba, zebrak, ktory czekal na otwarcie kosciola, by usadowic sie kolo drzwi i prosic o datki. Bez problemu moglam obejsc budynek katedry i porobic zdjecia z wiekszosci stron. Niestety pogoda byla malo sprzyjajaca, szaro i chlodno. Z tylu za katedra sa male ogrody i taras widokowy na czesc miasta.

W srodku katedra okazala sie rozczarowaniem, nie ze wzgledu na styl czy konstrukcje, ale z powodu trwajacego remontu. Tylna czesc katedry jest juz wyremontowana i wszystkie sciany sa nienaturalnie jasne. Srodkowa czesc jest w remoncie i czesc scian jest zaslonieta. Natomiast nawa glowna pozostaje w oryginalnym stanie i byla bardzo slabo oswietlona. Nie dalo sie zrobic porzadnego zdjecia z widokiem na calosc konstrukcji. W starej czesci widac pekajace stropy i slaba jakosc starej zaprawy murarskiej.

Witraze w katedrze w Chartres.

Gdy wychodzilam z katedry okolo 9.30, spotkalam pierwsze japonskie wycieczki. Katedra jest bardzo znana, opisywana w wielu ksiazkach i domyslam sie, ze jest obowiazkowym punktem podczas wycieczek autokarowych po okolicy.

Do Chartres mozna dojechac pociagiem z Paryza i zajmuje to okolo godziny w jedna strone.

W rejonach katedry jest pare ulic sklepowych, a na jednym z placow byl rynek z roznymi wyrobami domowymi. Stoisko z przyprawami wygladalo naprawde imponujaco.

Za 3h parkingu zaplacilam okolo 7 euro. Wstep do katedry darmowy.

Rouen.
Z Chartes do Rouen  nie ma autostrady i trzeba jechac bocznymi drogami, w moim przypadku jechalam po wlasnych sladach i zajelo mi to okolo 2h.

Rouen to spore miasto, przy wjezdzie do centrum powital mnie korek z powodu zamknietego tunelu, o ktorym wspominalam wczesniej. Na szczescie odbilam w bok na parking i nie stracilam czasu w korku. Niestety od wyjazdu z Chartres padal deszcz i nic nie zapowiadalo, ze przestanie.

W planie mialam odwiedzenie 4 glownych atrakcji:
1. Katedre
2. Zloty Zegar
3. Place du Vieux-Marche,  gdzie spalono na stosie Joanne D'Arc
4. Muzeum Sztuk Pieknych.

Ze wzgledu na pogode postanowilam zaczac od Muzeum Sztuk Pieknych, ludzac sie, ze w miedzyczasie moze przestanie padac. Jednak po drodze do muzeum napotkalam na swojej drodze stare domy z drewnianymi belkami. Jest ich mnostwo, cale rzedy i waskie uliczki. Idac jedna z takich uliczek doszlam do katedry.  W tym przypadku na srodku frontowej elewacji staly rusztowania eliminujace idealne zdjecie fasady. W srodku nie bylo zadnych prac remontowych. Katedra byla dosc spojna architektocznie i ciekawa.

Gdy konczylam zwiedzac, zobaczylam slonce wpadajace przez witraze. Mialam nadzieje, ze przestanie padac i bede mogla porobic dobre zdjecia kolorowych domow. Niestety deszcz powrocil dosc szybko i wlasciwie do konca zwiedzania padalo.

Oprocz wielu ulic z zabytkowymi domami, w Rouen jest tez bardzo duzo ulic sklepowych. Mimo kiepskiej pogody centrum tetnilo zyciem.  Bladzac powoli roznymi uliczkami dotarlam do Zlotego Zegara. Mozna go zwiedzac i przy wejsciu ustawila sie kolejka chetnych. Po krotkim zastanowieniu stwierdzilam, ze nie mam wystarczajaco duzo czasu, a mechanizm i dom zegara nie jest az tak wazny dla  mnie.

Na Place du Vieux-Marche, postawiono nowoczesny kosciol  pod wezwaniem St. Joanny D'Arc. Musze przyznac, ze nawet podobal mi sie. Kojarzyl mi sie troche z Arktyczna Katedra z Tromso, chociaz ksztalt budynku byl zupelnie inny. Obok kosciola jest tabliczka upamietniajaca miejsce, gdzie spalono na stosie Joanne D'Arc.

Przy tym placu sa kolejne malownicze domy i w ladna pogode miasto musi wygladac bajkowo.

Muzeum Sztuk Pieknych miesci sie troche dalej od glownych ulic spacerowo-sklepowych, ale nie na tyle daleko, zeby byl problem z dojsciem do niego. Akurat w ten dzien, a moze w kazda sobote, wstep do muzeum byl darmowy. Niestety jedno skrzydlo bylo zamkniete i kierunek zwiedzania byl odwrocony chronologicznie,  od sztuki wspolczesnej do tej z poprzednich wiekow.

Najbardziej spodobaly mi sie, a moze raczej bylo milo zobaczyc na zywo, obrazy Modiglianiego i Moneta. W latach 90. XX wieku odwiedzilam bardzo duzo muzeow we Francji, Niemczech i Belgii.Wtedy tez kupilam pocztowke z reprodukcja obrazow Moneta - Katedry w Rouen. Wreszcie, po wielu latach mialam okazje zobaczyc katedre i obrazy na wlasne oczy. Cel osiagniety.

Po wyjsciu z muzeum postanowilam udac sie w strone parkingu i zobaczyc co jeszcze napotkam po drodze. Jednym z takich obiektow byl kosciol Saint Quen. Kosciol jest  pusty i przechodzi remont. W srodku nie ma jednak zadnych rusztowan i mozna podziwiac piekna strukture gotycka bez zbednego wyposazenia. Za kosciolem jest maly park, skad mozna zrobic zdjecie tylnej czesci oraz kolejnych rzedow zabytkowych domow.

Milosnikow literatury moze zainteresowac muzeum Gustav Flaubert. Wizyta na cmentarzu Cimetiere Monumental jest rowniez polecana, jesli ktos ma wystarczajaco duzo czasu. 

Rouen pozytywnie mnie zaskoczylo, nie wiedzialam, ze jest w nim tak duzo zabytkowych, waskich uliczek. Miasto wydaje sie byc w sam raz na weekendowy wypad, mozna troche pozwiedzac, pochodzic po sklepach, przejsc sie nad rzeka. Ja do rzeki nawet nie zblizalam sie. Nie mialam wystarczajaco czasu, a i pogoda nie zachecala do tego.

Od 6 do 16 czerwca 2013 w Rouen bedzie festiwal zaglowcow - Armada 2013. Ja juz zarezerwowalam hotel i bilet na Eurotunnel na drugi weekend czerwca. Rouen jest tylko 2h jazdy od Calais. Niestety z hotelami jest problem, wiekszosc porezerwowana, a to co zostalo, ma ceny jak z kosmosu, w porownaniu do oferowanej jakosci.Bede miala okazje zwiedzic miejsca, ktorych nie widzialam podczas tego weekendu.

Amiens.
Z Rouen do Amien jest platna autostrada, wiec mozna bardzo szybko pokonac ten krotki dystans. Na miejsce dojechalam o 19.00. Zaparkowalam w garazu podziemnym St - Leu. Parking jest niedrogi, a w niedziele kosztuje tylko 1 euro.

Nocleg mialam zarezerwowany w hotelu Mercure Amiens Cathedrale. Hotel jest prawie przy samej katedrze i z niektorych pokoi jest nawet widok na nia. Wedlug TripAdvisora, jest to najlepszy hotel w Amiens. Hotel nie byl zly, ale jesli to jest najlepszy hotel w miescie, to co oferuja te gorsze?Wedlug mnie bardzo slabe 4*, duzy plus za lokalizacje.

Niestety ciagle padal deszcz, ale nie przeszkodzilo mi to wybrac sie na spacer po miescie i porobic troche wieczorno - nocnych zdjec. Dzielnica St - Leu jest wyjatkowo malownicza po zmroku. Swiatla z domow i restauracji odbijaja sie w wodzie w kanalach. Najwyzszy budynek w miescie, Tour Perret, jest podswietlony na rozne kolory. Dobre miejsce na robienie zdjec tego budynku, to chodnik przed kinem Gaumont, miejsce miedzy wjazdem i wyjazdem na parking.

Dzielnica St - Leu


Tour Perret

Ulice sklepowe sa rowniez ladnie oswietlone, a w deszczu swiatlo odbijalo sie w kamiennej nawierzchni. Katedra nie jest podswietlona.

W niedziele pogoda miala sie poprawic i z sobotnich 12C mialo zrobic sie 23C. Nie chcialam wierzyc, ze tak sie stanie, bo od rana krazyly po niebie ciezkie chmury. Jednak kolo poludnia calkowicie przejasnilo sie i bylo niebieskie niebo. Pod koniec dnia temperatura doszla do 28C, tak powiedzial moj zaparkowany w cieniu samochod.

Na niedziele mialam dosc precyzyjne plany, ale nie chcialo mi sie wstac o 7.00 rano i wszystko rozjechalo sie w czasie. Mialam pojechac rano do Beauvais, zwiedzic tam katedre i zegar astronomiczny, a nastepnie wrocic do Amiens na popoludnie, zwiedziec katedre, wejsc na wieze i odwiedzic dom Juliusza Verne'a.

Przed wymeldowaniem sie z hotelu "oblecialam" miasto jeszcze raz robiac dzienne zdjecia miejsc, w ktorych bylam wieczorem. Zwiedzilam rowniez katedre. Ta katedra najbardziej przypadla mi do gustu z ostatnio zwiedzanych. Fasada jest prawie symetryczna, a ja bardzo lubie symetrie. W srodku wszystko trzyma ten sam styl, nawa jest bardzo wysoka, jedna z najwyzszych we Francji. Budynek naprawde robi wrazenie. Uwaga, w srodku jest naprawde chlodno, bylo zimniej niz na dworzu przy 13C.

Katedra w Amiens

Wymeldowalam sie z hotelu, zostawilam rzeczy w samochodzie i  poszlam zwiedzac dalej. Poniewaz dom Juliusza Verne'a jest czynny w niedziele od 14.00, to postanowilam pospacerowac po dzielnicy St- Leu w miedzyczasie. Jeden z przewodnikow polecal wizyte w parku St - Leu, wiec przeszlam sie tam. Nic nadzwyczajnego, zwyczajne tereny zielone. W informacji turystycznej znalazlam ulotke o lokalnym Zoo, a ze pogoda byla naprawde ladna, postanowilam tam podjechac. Zoo jest blisko centrum, ale GPS na spolke ze znakami na drodze poprowadzil mnie przez pol miasta.

Zoo jest dosc male, ale jak na miasto wielkosci Amiens calkiem przyzwoite. Niestety czesc zwierzat odbywala popoludniowa drzemke lub chowala sie przed sloncem. Temperatura doszla juz do poziomu 26C o tej porze.

Wymeczona noszeniem torby fotograficznej i upalem, udalam sie w koncu do domu Julisza Verne'a. Pan z kasy wyjatkowo mowil po angielsku i dal mi materialy z objasnieniem ekspozycji w kazdym pokoju. Nigdy nie czytalam biografii Verne'a, ani nie interesowalam sie jego zyciem. Lubilam po prostu niektore ksiazki. Wizyta w domu - muzeum byla ciekawa, ale jest przeznaczona raczej dla fanow autora. Verne byl nie tylko pisarzem, przez 16 lat byl radnym Amiens, angazowal sie w zycie lokalne miasta. Jego imieniem nazwano cyrk, a pozniej ulice gdzie mieszkal. Jest rowniez patronem lokalnego uniwersytetu.

Korzystajac z tego, ze slonce przesunelo sie na odpowiednia strone nieba, wrocilam sie jeszcze raz do katedry, zrobic zdjecia frontowej elewacji. Plac przed katedra jest bardzo kameralny, nie ma tlumow, japonskich wycieczek, halasu. Bardzo przyjemne miejsce by wypic kawe i podelektowac sie widokiem.

Beauvais.
W koncu okolo 18.00 zebralam sie i postanowilam pojechac na chwile do Beauvais. Gdy juz dojezdzalam na miejsce, skojarzylam ze pewnie o tej porze katedra i tak bedzie zamknieta i uda mi sie obejrzec tylko budynek z zewnatrz.

Trzeba przyznac, ze mimo ze katedra jest stosunkowo mala - krotka, to widac, ze jest bardzo wysoka. Katedra ta nie byla zbyt dobrze skonstruowana i jeszcze w trakcie budowy zawalila sie czesc sklepienia nawy. Natomiast wieza o wysokosci 153m zawalila sie w 1573r.

W Beauvais spedzilam okolo godziny. Wszystkie sklepy byly zamkniete i czesc ulic opustoszala. Tylko na kilku ulicach z kawiarniami bylo sporo ludzi.

Prosto z Beauvais pojechalam do Calais do terminalu tunelu. Bylam tam 10 minut przed zamknieciem odprawy na moj pociag. Wyjatkowo zaladowano nas na pociag cargo, ktory jest bardzo wysoki i troche szerszy. Akurat to mnie ucieszylo, bo zawsze jak jade w tym pociagu, to obawiam sie, ze porysuje sobie felgi o metalowe krawdzie chodnika.

I tak oto w 47h przejechalam z poludniowo - zachodniego Londynu do Francji i z powrotem. Co widzialam i zapamietam, to moje :-) A ponizej film drogi z kamery samochodowej.


Przejechane okolo 1250km.
Koszty: Eurotunnel 60 funtow, hotel 75 funtow, paliwo 90 funtow
Wstepy do atrakcji:

piątek, 15 marca 2013

Norwegia i Szwecja w marcu 2012 - cz. 2.

Opis podrozy, ktorej plan znajduje sie w poscie: Norwegia i Szwecja w marcu 2012 - cz. 1.

Dzien 7 - 8.
W dniu 7 dotarlam do Abisko i zatrzymalam sie w Abisko Turiststation STF. Schronisko - hostel z pokojami indywidualnymi i wieloosobowymi. Sa rowniez domki. Bardzo podstawowy standard i wysoka cena. Dwie noce w pokoju jednoosobowym ze sniadaniem kosztowaly 185 funtow. Na miejscu jest maly sklep z pamiatkami i jedzeniem. W czesci hostelowej jest kuchnia, gdzie mozna przygotowac posilki.


Zanim zrobilo sie zupelnie ciemno, to zrobilam rozpoznanie terenu pod ewentualne zdjecia Zorzy Polarnej. W koncu po to przyjechalam do Abisko. Niestety tej nocy nie bylo zorzy, ale porobilam troche zdjec pieknego nieba i ksiezyca z Wenus.



Wlasciwie to dopiero teraz dopatrzylam sie na tych zdjeciach zielonego swiatla w prawym dolnym rogu, zorza byla, tylko chmury ja zaslanialy.

W dniu 8 od rana padal gesty snieg, a potem deszcz. Rano bylam na spacerze po terenach Parku Narodowego Abisko. Po poludniu siedzialam w pokoju hotelowym i zastanawialam sie czy w ogole uda mi sie cos zobaczyc na niebie.


Gdy szlam spac o 1.30 nad ranem postanowilam sprawdzic na szybko kamere internetowa Sky Station i ku mojej radosci zobaczylam, ze niebo jest bezchmurne i widac na niebie cos zielonego. Wskoczylam w swoj zimowy stroj i pobieglam za budynki hostelu robic zdjecia.

I tu mialam pierwsze spotkanie z rzeczywistoscia i Zorza Polarna. Owszem na kamerze internetowej bylo widac zielona smuge, ale golym okiem nie widzialam nic zielonego na niebie. Dopiero po zrobieniu zdjecia zobaczylam cos zielonego i wiedzialam, gdzie mam patrzyc. Po jakims czasie zorza zrobila sie jasniejsza, a ja juz wiedzialam czego szukam i bylo lepiej. Przy bardzo bladej zorzy, swiatla praktycznie nie widac lub moze sie wydawac, ze na niebie jest cienka chmura.

Zdjecia dostepne w internecie sa bardzo mylace pod tym wzgledem. Wiele osob spodziewa sie, ze zobaczy na niebie, to co widzialo na zdjeciach, a do konca tak nie jest. Tylko w przypadku jasnej i bardzo jasne zorzy mozna ja latwo wypatrzyc.


 Robilam zdjecia praktycznie do switu, gdy niebo zaczelo robic sie jasne. W ogole nie spalam tej nocy, bo bardzo chcialam przetworzyc zdjecia na komputerze i zobaczyc co z nich wyszlo.

Galeria - Aurora Borealis, Abisko

Dzien 9.
Po sniadaniu spakowalam sie i pojechalam pociagiem do Kiruny. W Kirunie malo ducha nie wyzionelam idac z plecakiem pod gorke. Hotel byl dosc daleko od stacji kolejowej, a mapa nie pokazywala, ze trzeba isc az tyle pod gore.

Moj pokoj w hotelu  Camp Ripan 3* nie byl jeszcze gotowy i musialam czekac do 15.00, zeby wprowadzic sie do niego. Mialam zamowiona jedynke, w rzeczywistosci dostalam dwojke z mala kuchnia. Standard pokoju byl przecietny, ale w stosunku do ceny nawet niezly, w porownaniu do miejsc, w ktorych zatrzymywalam sie w poprzednich dniach.  4 dni pobytu kosztowaly mnie 416 funtow.


Z tego co mi wiadomo hotel Camp Ripan nie oferuje juz jedynek - dwojek z kuchniami. Zostaly one wyremontowane w 2012 roku i usunieto z nich kuchnie. Tylko pokoje 3 osobowe maja kuchnie. Nalezaloby tu sprostowac, ze hotel to nic innego jak rzedy domkow- szeregowcow z wlasnymi werandami i parkingiem, jak widac to na zdjeciu powyzej.

Zaleta tego hotelu jest jego lokalizacja - na obrzezach miasta. Za hotelem znajduja sie szlaki narciarskie, wzgorza i tereny lesne. Oznacza to, ze mozna tam robic zdjecia Zorzy Polarnej. W samej Kirunie jest to najlepsze miejsce na polowanie na zorze.

W ciagu dnia mozna pojezdzic na nartach biegowkach, mozna je wypozyczyc w hotelu za dosc przystepna cene.

Wieczorem tego samego dnia przygotowalam sie do kolejnego polowania na Zorze Polarna. Okolo 22.00 poszlam na tereny szlakow narciarskich za hotelem i olsnilo mnie :-) Zobaczylam duzo zielonego swiatla. Byla to jedna z tych nocy, gdy zorza jest tak jasna, ze nie potrzeba zadnego innego swiatla. Snieg byl zielony od tej intensywnosci. Po niebie plynela animacja.




Robilam zdjecia przez 2h, ale nie dalam rady wytrzymac juz dluzej. Wrocilam sie do domku i nie mialam sily wyjsc ponownie. Brak snu poprzedniej nocy i wspinanie sie pod gorkiem z plecakiem wykonczyly mnie. Jestem pewna, ze zorza tanczyla jeszcze przez wiele godzin z rozna intensywnoscia.

Galeria - Aurora Borealis, Kiruna

Dni 10-13.
W kolejne dni jezdzilam na nartach biegowkach po szlakach za hotelem, dwukrotnie. Niestety za drugim razem bylo -10C i zamarzniety snieg nie byl juz tak sliski jak pierwszego dnia.


Bylam rowniez w Ice Hotel w Jukkasjärvi. Mozna tam dojechac autobusem ze stacji autobusowej w Kirunie. W hotelu Camp Ripan mieli rozklad i dowiedzialam sie, ze o 10.00 i 16.00 jest zwiedzanie z przewodnikiem po angielsku. W tym roku bylo tak samo, wiec to pewnie staly uklad godzinowy.

Ice Hotel jest budowany co roku od zera i co roku jest inny, wiec jesli ktos jest w okolicy, to warto odwiedzac to miejsce po raz kolejny. Lod na hotel jest wylawiany z rzeki w marcu i przechowywany do listopada, kiedy to rozpoczynaja sie prace przy budowie hotelu. Sezon trwa od grudnia do marca. Co roku inni artysci projektuja pokoje dla gosci. Nocleg w tych lodowatych pokojach kosztuje mala fortune. Klienci dostaja specjalne spiwory i spia na skorach reniferow.




Ostatnia atrakcja, ktora zwiedzilam w okolicy, byla kopalnia rudy zelaza LKAB. Kopalnia jest przyczyna powstania miasta. Gdy tylko rozpoczelo sie tu wydobycie, ludzie zjezdzali sie zewszad do pracy i tak powstala Kiruna. LKAB ma 2% rynku swiatowego. Ruda zelaza z kopalni jedzie pociagami do Narvik lub Lulea. Z tego co mowil przewodnik, to dziennie po trasie jezdzi 18 pociagow. Jak ktos jest zainteresowany kolejnictwem, to moze poczytac wiecej o lokomatywach uzywanych przez LKAB.


Tutaj troche oszukuje, bo zdjecie powyzej pochodzi z 2013r, ale nie mam zadnego zdjecia kopalni z 2012r.

Niestety podczas pozostalych dni w Kirunie nie udalo mi sie zobaczyc Zorzy Polarnej. Jednego wieczora byly chmury, a drugiego czyste niebo, ale nie bylo zorzy.

Dzien 13.

Poprosilam w hotelu o zamowienie taksowki na lotnisko w Kirunie, ale pani w recepcji powiedziala, ze moga mnie odwiezc na lotnisko za rownowartosc okolo 12 funtow, wiec skorzystalam z ich uslugi. Jako ze bylam jedynym klientem jadacym w te strone, to zalapalam sie na przejazd pick-upem. Lotnisko jest stosunkowo niedaleko od miasta i jest bardzo male. Jest tylko jedna bramka - gate. Poczekalnia jest na tyle mala, ze nie ma wystarczajaco  miejsc siedzacych dla wszystkich pasazerow. Samolot "parkuje" przed samym terminalem i przechodzi sie na piechote.

Przy odprawie w Kirunie pani z obslugi powiedziala, ze moze wyslac moj bagaz prosto na Heathrow, wiec przytaknelam na te opcje. Niestety torba nie przesiadla sie ze mna w Sztokholmie i przyleciala nastepnego dnia. Wziawszy pod uwage, ze lecialam na dwoch oddzielnych biletach, to nic dziwnego.

Dzien 14 i 15 wycieczki zostal wyciety z planu podrozy. Mialam zarezerwowany hotel w Sztokholmie oraz kupiony bilet na samolot, ale postanowilam wrocic 2 dni wczesniej i kupilam dodatkowy bilety ze Sztokholmu do Londynu. Ten ktory mi przepadl byl w biznes klasie, ale mowi sie trudno, byl tani.

Tak tez zakonczyla sie moja podroz do Skandynawii i od razu postanowilam, ze wroce tam w kolejnym roku porobic zdjecia zorzy. I wrocilam ... :-)

środa, 13 marca 2013

Norwegia, Szwecja w marcu 2012 - cz. 1.

W poscie sprzed roku "Norwegia i Szwecja w marcu 2012 - plan podrozy" opisalam swoje plany wyjazdowe do polnocnej Skandynawii. Jednak nigdy nie zrobilam wpisu z relacja z tego wyjazdu. Czas to nadrobic i podsumowac tamten wyjazd.

Wyprawa odbyla sie mniej wiecej wedlug zaplanowanego harmonogramu.

Dzien 1.
Pierwszy dzien byl troche nerwowy, bo ledwo zdazylam na lotnisko Gatwick, ze wzgledu na problem z pociagami z mojej miejscowosci. Nie pamietam juz co bylo przyczyna awarii, ale pociagi odjezdzaly z duzym opoznieniem i ledwo udalo mi sie dostac na Clapham Junction, gdzie przesiadalam sie do pociagu na Gatwick. Jeszcze stojac na peronie, goraczkowo sprawdzalam jakie mam alternatywne loty do Bergen, zeby jakos zlapac statek Hurtigruten, na wypadek gdybym spoznila sie na zarezerwowany lot. Szczesliwie jakos udalo mi sie zdazyc i polecialam do Bergen Norwegianem.

Z lotniska dostalam sie do centrum Bergen autobusem, a nastepnie pomaszerowalam w kierunku portu, gdzie byl zacumowany statek MS Polarlys. Tam zostawilam bagaz i poszlam zwiedzac miasto. Niestety pogoda zaczela sie pogarszac i zaczelo padac. Udalo mi sie zwiedzic lokalne Akwarium, ale nie pochodzilam juz po miescie i nie wjechalam na gore nad miastem.



Moje miejsce zamieszkania przez pare kolejnych dni wygladalo tak:


Zdjecia z Bergen.

Przez dni 2-5 plynelam statkiem wzdluz wybrzeza zahaczajac o takie wieksze miejscowosci:

 - Alesund - bardzo malownicze miasto polozone na trzech wyspach. Odwiedzilam tam Akwarium oraz wjechalam autokarem na punkt widokowy ponad miastem. Z punktu widokowego zeszlam na piechote. W lecie statki Hurtigruten wplywaja w glab ladu do Fiordu Geiranger. Mam zamiar odwiedzic to miejsce w czasie tegorocznej wycieczki letniej do Norwegii - jesli bede mogla wziac 2 tygodnie urlopu w pracy.  Galeria zdjec - Hurtigruten Cruise, Day2, Norway


- Trondheim - w tym miescie wybralam sie na wycieczke z przewodnikiem. Rowniez malownicze miasto z duza katedra. Niestety na zwiedzenie katedry prawie nie bylo czasu. Kolorowe magazyny nad kanalami w Bryggen.  Galeria zdjec - Hurtigruten Cruise, Day 3, Norway


- Lofoty. Zanim doplynelismy do Lofotow, to statek zatrzymal sie w Bodo, skad byla wycieczka by zobaczyc Saltstraumen - silny prad miedzy dwoma fiordami.


Tego samego dnia byla rowniez ceremonia chrztu - przekroczenia Kola Podbiegunowego. Ja nie skusilam sie na wlewanie lodowatej wody za moj kolnierz.


Wieczorem bylam na uczcie Wikingow w Muzeum Wikingow na Lofotach.


  Galeria zdjec - Hurtigruten Cruise, Day 4, Norway

- Tromso, gdzie wysiadlam ze statku. W Tromso zatrzymalam sie w Hotelu Amalie, ktory moge polecic. Byl w miare tani jak na Norwegie, pokoj byl maly, ale bardzo dobrze wyposazony. Hotel jest praktycznie przy samym nabrzezu, 2 minuty od przystani Hurtigruten. Nie oferuje zadnych widokow, ale jest znacznie tanszy, niz hotele z widokami. Dodatkowo goscie moga korzystac ze "stolowki", gdzie moga sobie zrobic herbate i wafle/gofry w ciagu dnia.

W piatym dniu mojej podrozy, po opuszczeniu statku zdazylam zwiedzic Muzeum Polarne oraz Arktyczna Katedre. Muzeum Polarne bylo bardzo interesujace, duzo informacji o odkrywcach i podroznikach z tego rejonu. Male, ale duzo do czytania.



Wieczorem sila wykopalam sie z pokoju hotelowego, by porobic nocne zdjecia, z ktorych jestem bardzo zadowolona. Uwazam, ze byly to magiczne chwile, gdy stalam nad woda i moglam napawac sie widokiem miasta. Tydzien temu bylam ponownie w Tromso i nie udalo mi sie zrobic takich ladnych zdjec mostu.


Nastepnego dnia rano bylam jeszcze w Polarii, ale nie uwazam, zeby bylo to szczegolnie ciekawe miejsce i jest zdecydowanie przereklamowane.

Galeria zdjec - Hurtigruten Cruise, Day 5, Tromso, Norway

Rejs statkiem Hurtigruten - wrazenia.
Sadzac po kolejnosci jezykowych zapowiedzi na statku, to glownymi klientami byli Niemcy. Mysle, ze srednia wieku byla grubo powyzej 50lat.

Jedzenie na statku bylo bardzo dobre. Sniadania i lunche przeogromne, bufet szwedzki. Po prostu mozna bylo jesc i jesc. Jedyne uwagi mam do kolacji. Byla ona podawana przez kelnerow i bardzo dlugo sie na nia czekalo. Srednio mijala godzina od czasu wejscia do restauracji o 18.30, zanim zobaczylo sie pierwsze danie. Menu bylo stale, wiec nie bylo zadnego wyboru jesli ktos nie mialby ochoty na jakies danie.

Gdy rezerwowalam ten rejs, to wykupilam opcje od portu do portu - Bergen do Tromso, a potem dokupilam posilki sadzac, ze bedzie trudno wyzywic sie bez wykupienia z gory. Okazalo sie jednak, ze na statku bylo tez cos w rodzaju baru i za okolo 100 NOK (10 funtow) mozna bylo zjesc posilek.

Mozna tez bylo kupic kubek Hurtigruten czyli kubek + nielimitowany dostep do cieplych napojow, ktore byly dostepne w barach i restauracjach na statku. Ten swoisty "abonament" na napoje jest wazny caly rok kalendarzowy, wiec jak ktos plynie statkiem wiecej niz raz w danym roku, to moze korzystac ponownie z tego przywileju.  Koszt 220 NOK ( okolo 22 funtow). To byl dobry pomysl, bo wode i herbaty mieli przepyszne, a ja jestem fanem herbaty w kazdej ilosci.

Kabina tzw. zewnetrzna oraz posilki od Bergen do Tromso kosztowaly lacznie 720 funtow, koszt posilkow to chyba 240 funtow z tego co pamietam.

Irytujaca rzecza podczas rejsu byl brak czasu na zwiedzanie. Statek zatrzymywal sie w portach od 30 minut do 4h, wiec bylo bardzo male okno na poznanie miast na naszej trasie. Jak ktos nie lubi duzo chodzic, to dobra opcja, ale ja pozostalam w niedosycie i ciagle musialam sie spieszyc, zeby zwiedzic jak najwiecej, w tych malych oknach czasowych. Gdy wysiadalam ze statku, to cieszylam sie, ze wreszcie nie bede niewolnikiem zegarka.

Na statku byl  darmowy dostep do internetu, aczkolwiek byl on dosc wolny i nie dzialal w mojej kabinie. Musialam siedziec w ktorejs z restauracji i tam korzystac z niego.

Galeria - MS Polarlys

Dzien 6.
Po zwiedzeniu Polarii i pokreceniu sie po Tromso, o 16.00 wsiadlam do autobusu do Narviku. Okolo 19.30 bylam na miejscu. Stacja autobusowa jest w srodku miasta, ponizej glownych ulic, wiec trzeba pokonac troche schodow. Zatrzymalam sie na noc w Breidablikk Guesthouse, podstawowy standard za dosc wysoka cene, prawie 100 funtow za noc.  Hotel Rica musi oferowac niezle widoki na miasto, sadzac po jego lokalizacji i wysokosci.


Dzien 7.
Pokrecilam sie troche po Narviku, ale muzea byly zamkniete i wlasciwie to mialam niewiele do ogladania. O 15.00 wsiadlam do pociagu jadacego do Kiruny i wysiadlam z niego w Abisko Tourist Station. Pociag ma  trase przez gory i w lecie musza byc z niego piekne widoki. Trasa kolejowa zostala wybudowana na potrzeby transportu rudy zelaza do portu w Narvik z kopalni w Kirunie.

Z Narvik odjezdzaja tylko 3 pociagi dziennie, dwa do Kiruny, jeden jedzie dalej do Sztokholmu. Niestety kasa biletowa byla nieczynna, a automat do biletow uszkodzony i musialam kupic bilety u konduktora, co bylo drozsza opcja niz kupno biletu wczesniej. Z tego co pamietam, to za przejazd miedzy Narvikiem, a Abisko zaplacilam okolo 100SEK.

Dalsza czesc relacji w drugim artykule.

poniedziałek, 11 marca 2013

Weekend w Mediolanie za 140 funtow.

Nie od dzis wiadomo, ze lubie latac samolotem i podrozowac kiedy tylko sie da. Planowalam weekendowy wypad w marcu do blizej nie okreslonej lokalizacji. Z pomoca przyszlo mi British Airways, ktore w ramach programu BA Executive Club zaoferowalo mi promocje urodzinowa. I tak mialam leciec gdzies za mile i tak, wiec milo ze strony BA, ze chcieli mi to ulatwic.

Promocja polegala na tym, ze jesli zarezerwuje wyjazd na marzec (miesiac moich urodzin), do konca stycznia, to dostane za to dodatkowe mile. W przypadku przelotu w klasie ekonomicznej w Europie bylo to 4tys mil lub dla klasy biznesowej 8tys mil.

Przejrzalam sobie dostepnosc lotow do kilku miejsc, w ktorych jeszcze nie bylam i wylonilam liste 3 miejsc: Mediolan, Nicea, Marsylia. Z tych trzech miejsc wybralam Mediolan, ze wzgledu na piekna katedre, ktora widzialam kiedys na zdjeciach i chcialam zobaczyc na zywo.

Zdjecie z Wikipedii.
Przyjrzalam sie dokladnie lotom i do wyboru mialam klase ekonomiczna lot na lotnisko Linate i powrot z lotniska Malepensa. Klasa biznes oferowala przelot w te i z powrotem do Linate, ktore jest blizej miasta. Wziawszy pod uwage, ze lot do Mediolanu w dwie strony kosztuje 9tys mil + 30 funtow, a BA oferowalo mi 8tys punktow za przelot w biznes (Club), zdecydowalam sie na Club. Po otrzymaniu promocyjnych mil przyjemnosc ta bedzie mnie kosztowala 10tys mil avios + 40 funtow czyli niewiele wiecej niz przelot w klasie ekonomicznej bez promocji.

Gdy zabralam sie do wyboru hoteli, to zdebialam. Nie spodziewalam sie, ze ceny hoteli w Mediolanie sa tak szokujaco wysokie. 5* to ceny powyzej 200 funtow za noc. Musialam pogodzic sie z czyms nizszej klasy. Po wielu godzinach wyszukiwania i kombinowania wybralam noclegi w Como, nad jeziorem. Pol godziny pociagiem od centrum Mediolanu, z lotniska mialam wynajac samochod.

Gdy sprawdzilam dzisiaj prognoze pogody dla Como, okazalo sie, ze w niedziele ma tam padac snieg! Kolejne pare godzin wyszukiwania i stanelo w koncu na Novotelu Airport Linate 4*. Transfer z lotniska za darmo, a z hotelu do centrum mozna dojechac tramwajem. Nie trzeba wynajmowac samochodu. Zarezerwowalam pokoj Executive, co by zniwelowac ryzyko slabej jakosci hotelu, o ktorej wspominano w recenzjach. Spodziewam sie, ze po uzyciu vouchera na 40 euro w programie lojalnosciowym Accor Hotels i otrzymaniu cashbacku z Quidco, zaplace nie wiecej jak 100 funtow za noclegi.  Punkty w programie Accor zostaly uzyskane z konkursu na Facebooku, wiec zdobylam je bardzo niskim kosztem.

100 funtow hotel + 40 funtow przelot w BA Club za mile lotnicze. Mysle, ze to przyzwoity deal. Oczywiscie na miejscu trzeba bedzie cos jesc i zaplacic za zwiedzanie, ale nie beda to jakies wysokie koszty. Wyjazd juz w najblizszy weekend: 15-17 marca  2013 :-)