Czas juz odpoczac od tej brytyjskiej rzeczywistosci i udac sie na wakacje. Dzis ostatni dzien w pracy, dluzy sie niemilosiernie.
Waliza juz w polowie spakowana, przewodniki i aparat foto juz czekaja w pogotowiu. Poduszeczka do samolotu nabyta. Juz nawet zapoznalam sie z programem filmowo/telewizyjnym w samolocie. Szkoda, ze niektore filmy juz ogladalam, ale jakos dam rade przetrwac ten lot. Mam nadzieje, ze British Airways sprawdzi sie. Podobno czytelnicy serwisu Trip Advisor uznali te linie, za najlepsza. Najgorsza linia ich zdaniem to Ryanair. Nie probowalam nigdy tych najgorszych i nie mam zamiaru testowac w przyszlosci.
Zycze wszystkim milego listopada, z niektorymi do zobaczenia w Warszawie za jakis czas.
poniedziałek, 30 października 2006
wtorek, 10 października 2006
Kajakowanie.
Kajakowanie bylo zorganizowane przez baze wodna w Westminster. Przebralismy sie w odpowiednie stroje, ja dostalam jeszcze dodatkowa kurtke, dostalismy kapoki, wiosla i poszlismy na pomost. Na pomoscie kazdy wybral sobie kajak, sprawdzil czy miesci sie do niego i bedzie mu sie siedzialo wygodnie. Ja nie mialam problemu ze znalezieniem wlasciwego. Jak juz wszyscy sie poprzymierzali, kajaki zostaly zapakowane na lodke, my rowniez i poplynelismy Tamiza do Chelsea, na spokojny kanal.
To byla chyba najprzyjemniejsza czesc wieczoru, plynac motorowka po Tamizie wieczorem i podziwiac oswietlone miasto. Niestety Tamiza srednio prezentuje sie na tym odcinku. Oprocz ladnych widokow przejezdza sie obok opuszczonej elektrowni w Battersea, punktu przeladunku smieci i paru opuszczonych lodzi. Mieszkancy luksusowych apartamentow miewaja czasami malo luksusowe widoki.
Na kanale przy Chelsea przesiedlismy sie do kajakow. Nigdy wczesniej nie wsiadalam do kajaka na wodzie, a zwlaszcza jednoosobowego, gdzie pole manewru jest male. Przesiadka wypadla pomyslnie i znalazlam sie w kajaku na Tamizie.
Przez pol godziny cwiczylismy wioslowanie, manewry itp. W tym czasie kajak jednej osoby nabral wody i osobnik ten musial dokonac manewru odwrocenia go. Skonczylo sie ladowaniem w wodzie. I tu dochodzimy do wad kajakowania na Tamizie. Nie wyobrazam sobie jakiekogokolwiek blizszego spotkania z ta rzeka. Chyba bym siedziala 2 dni pod prysznicem. Rzeka jest martwa od kilkudziesieciu lat, jej kolor zniecheca, do tego co chwila widac plynace w niej smieci.
Po zakonczeniu manewrow poplynelismy z pradem do bazy w Westminster. Nie bylo lekko, bo nie do konca kontrolowalismy kajaki i co chwila ktos sie zderzal albo krecil w kolko, ja tez ;) Od czasu do czasu musielismy sie tez zatrzymac, ze wzgledu na duze fale wytwarzane przez przeplywajace stateczki. Okolo 20.00 doplynelismy do naszej bazy, ale musielismy poczekac w kolejce na manewr wysiadania przy bardzo szybkim nurcie. Niektorzy probowali jeszcze odwrocenie kajaku do gory nogami i skapanie w rzece.
Podsumowujac: ciekawe jednorazowe przezycie, miasto z innej perspektywy, ewentualne nastepne sesje kajakowe tylko w czystych akwenach wodnych bez smieci i miasta w okolicy, zwlaszcza stolicy ;).
Na zdjeciu ponizej skarby Tamizy, zdjecie zrobione dzis na Canary Wharf.
To byla chyba najprzyjemniejsza czesc wieczoru, plynac motorowka po Tamizie wieczorem i podziwiac oswietlone miasto. Niestety Tamiza srednio prezentuje sie na tym odcinku. Oprocz ladnych widokow przejezdza sie obok opuszczonej elektrowni w Battersea, punktu przeladunku smieci i paru opuszczonych lodzi. Mieszkancy luksusowych apartamentow miewaja czasami malo luksusowe widoki.
Na kanale przy Chelsea przesiedlismy sie do kajakow. Nigdy wczesniej nie wsiadalam do kajaka na wodzie, a zwlaszcza jednoosobowego, gdzie pole manewru jest male. Przesiadka wypadla pomyslnie i znalazlam sie w kajaku na Tamizie.
Przez pol godziny cwiczylismy wioslowanie, manewry itp. W tym czasie kajak jednej osoby nabral wody i osobnik ten musial dokonac manewru odwrocenia go. Skonczylo sie ladowaniem w wodzie. I tu dochodzimy do wad kajakowania na Tamizie. Nie wyobrazam sobie jakiekogokolwiek blizszego spotkania z ta rzeka. Chyba bym siedziala 2 dni pod prysznicem. Rzeka jest martwa od kilkudziesieciu lat, jej kolor zniecheca, do tego co chwila widac plynace w niej smieci.
Po zakonczeniu manewrow poplynelismy z pradem do bazy w Westminster. Nie bylo lekko, bo nie do konca kontrolowalismy kajaki i co chwila ktos sie zderzal albo krecil w kolko, ja tez ;) Od czasu do czasu musielismy sie tez zatrzymac, ze wzgledu na duze fale wytwarzane przez przeplywajace stateczki. Okolo 20.00 doplynelismy do naszej bazy, ale musielismy poczekac w kolejce na manewr wysiadania przy bardzo szybkim nurcie. Niektorzy probowali jeszcze odwrocenie kajaku do gory nogami i skapanie w rzece.
Podsumowujac: ciekawe jednorazowe przezycie, miasto z innej perspektywy, ewentualne nastepne sesje kajakowe tylko w czystych akwenach wodnych bez smieci i miasta w okolicy, zwlaszcza stolicy ;).
Na zdjeciu ponizej skarby Tamizy, zdjecie zrobione dzis na Canary Wharf.
niedziela, 8 października 2006
Weekend w parku.
Weekend to czas kiedy wszyscy przypominaja sobie, ze maja samochod i trzeba go przewietrzyc. Okolo 10.00-11.00 zaczynaja sie tworzyc korki w Richmond i moga trwac do godzin wieczornych, gdy czesc powraca z golfa czy zakupow, a czesc jedzie wlasnie na imprezy towarzyskie.
Weekend to takze czas wzmozonej aktywnosci w parku. Wypelzaja wszyscy: rowerzysci, biegacze, rodziny, turysci, mieszkancy dalszych i blizszych okolic itp. Na drogach w parku trwa parada luksusowych i zabytkowych aut. Co chwila przemyka jakis Aston Martin czy Ferrari, auta ktore pewnie stoja caly tydzien na podjezdzie i czekaja na swoja przejazdzke.
W tym tygodniu, oprocz wymienionych mas, pojawili sie fotografowie z dlugimi bialymi tubami i czaili sie po trawach i krzakach probujac zrobic dobre zdjecia jeleniom w okresie godowym.
Ja mialam aparat ze standardowym obiektywem, wiec moglam sobie co najwyzej popatrzyc na zwierzatka.Nie chcialo mi sie wracac do domu po teleobiektyw.
Weekend to takze czas wzmozonej aktywnosci w parku. Wypelzaja wszyscy: rowerzysci, biegacze, rodziny, turysci, mieszkancy dalszych i blizszych okolic itp. Na drogach w parku trwa parada luksusowych i zabytkowych aut. Co chwila przemyka jakis Aston Martin czy Ferrari, auta ktore pewnie stoja caly tydzien na podjezdzie i czekaja na swoja przejazdzke.
W tym tygodniu, oprocz wymienionych mas, pojawili sie fotografowie z dlugimi bialymi tubami i czaili sie po trawach i krzakach probujac zrobic dobre zdjecia jeleniom w okresie godowym.
Ja mialam aparat ze standardowym obiektywem, wiec moglam sobie co najwyzej popatrzyc na zwierzatka.Nie chcialo mi sie wracac do domu po teleobiektyw.
Autor:
Podrozniczka
o
20:44
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Richmond
Lokomotywa
Autor:
Podrozniczka
o
14:52
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Richmond
sobota, 7 października 2006
Zdjecia z Krety i Szwajcari.
Zebralam sie troche dzisiaj i dodalam reszte galeri z Krety i dwie ze Szwajcari. Zostaly jeszcze ze 3 do zrobienia z Alp i okolic, moze za jakis czas znowu sie zbiore.
Trzeba bylo nadrobic, bo juz za pare tygodni kolejny urlop, ktory zapowiada sie bardzo kolorowo.
Zdjecia dostepne sa na mojej stronie.
Autor:
Podrozniczka
o
20:04
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Kreta,
Switzerland,
Szwajcaria,
urlop,
zwiedzanie
czwartek, 5 października 2006
Kajaki.
Zapisalam sie na lekcje kajakowe :-) W sumie juz kiedys to chcialam zrobic, gdy przeprowadzilam sie do Richmond. Wzdluz rzeki jest cale mnostwo roznych klubow i sporo ludzi siluje sie z wioslami.
Lekcje kajakowe to inicjatywa mojej firmy-matki, w ramach zbierania funduszy na organizacje charytatywna, pracownicy sa zachecani do roznych akcji, w tym przypadku, czesc oplat idzie wlasnie na Prince's Trust. Pierwsza lekcja kosztuje 20 funtow, kolejne 15.
Luby jak uslyszal to malo z krzesla nie spadl. Pazdziernik, wieje, pada, a ja mu mowie, ze bede plywac kajakiem po Tamizie i to jeszcze wieczorem ;)
Lekcje kajakowe to inicjatywa mojej firmy-matki, w ramach zbierania funduszy na organizacje charytatywna, pracownicy sa zachecani do roznych akcji, w tym przypadku, czesc oplat idzie wlasnie na Prince's Trust. Pierwsza lekcja kosztuje 20 funtow, kolejne 15.
Luby jak uslyszal to malo z krzesla nie spadl. Pazdziernik, wieje, pada, a ja mu mowie, ze bede plywac kajakiem po Tamizie i to jeszcze wieczorem ;)
Autor:
Podrozniczka
o
16:51
0
komentarze
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
sport
Subskrybuj:
Posty (Atom)