19/11/2011 i 20/11/2011.
Na Madere polecielismy w drugiej polowie listopada. Do wyboru byl tylko Easy Jet i TAP, ale ze wzgledu na godziny odlotow wybralam EJ. Na miejscu bylismy ok. 12.00. Na lotnisku odebralam samochod zarezerwowany przez HolidayAutos. Auto dostarczyl nam Sixt. Musze pochwalic ich za dobra jakosc, dostalam VW Polo dizel z dobrym wyposazeniem, auto z 7tys km na liczniku, pachnace jeszcze nowoscia. Oczywisice jak zawsze mialam chwilowy szok zwiazany z przestawieniem sie na manualna skrzynie biegow i na prawa strone jezdni. Obylo sie bez walenia lewa reka w drzwi (zwykle szukam tam galki zmiany biegow), wiec jest jakas poprawa w szybkim zmienianiu kierownicy z prawa na lewo i odwrotnie.
Korzystajac z przywiezionego GPSa i wskazowek wlasciciela domu wakacyjnego udalismy sie w strone Ponta Delgada, ktora lezy w polnocnej czesci wyspy. Jechalismy na miejsce okolo godziny. Drogi sa nowe, wybudowane dzieki funduszom EU, na poludniu nawet dwu pasmowe, jest na nich raczej maly ruch. Droga z poludnia na polnoc juz jednopasmowa, ale ciagle pusta. Po drodze ze 20 tuneli, najdluzszy chyba 4km. Do Ponta Delgada trafilismy bez problemu, ale znalezienie domu bylo nie lada wyzwaniem. Mialam adres, ale Google ani zadna inna mapa nie potrafila znalezc tego miejsca. Napisalam wiec pare dni wczesniej do wlasciciela, ktory przyslal mi wskazowki dojazdu i dokladny punkt na mapie. Pojechalam wedlug wskazowek, ktore jak sie okazalo mowily tylko jak dojechac do samej miejscowosci, ale nic wiecej. Natomiast punkt na mapie okazal sie nie wskazywac domu wakacyjnego. Pokrecilam sie troche, podzwonilam do wlasciciela i jak powiedzialam gdzie jestem, to powiedzial, ze pojechalam za daleko. W koncu jakos sie odnalezlismy z wlascicielem, ale z pol godziny stracilismy na to, a ja nalazilam sie po wiosce. Dodam, ze angielski wlasciciela byl trudny do zrozumienia.
Okazalo sie, ze dom jest przy glownej drodze na samym poczatku miejscowosci. Wlasciciel mogl to bardzo prosto wytlumaczyc w instrukcji dojazdu. Link z Google w ogole nie oddawal rzeczywistej lokalizacji domu. Byc moze byl do samej miejscowosci i pokazal jej serce, a nie konkretny dom.
Dom dosc skromny, 2 sypialnie, salon, kuchnia, lazienka. Oprocz tego duzo roznych pomieszczen gospodarczych w stylu: pokoj przy tarasie, druga kuchnia na dole z piecek i grillem, mini-ogrodek. Z tarasu i z okien widok na Atlantyk. Slychac szum fali. Parking przed domem z typu mikro, ledwo zmiescilam tam Polo i ledwo z niego wysiadlam. Za 140 euro za tydzien warunki akceptowalne.
Poniewaz nie mielismy ze soba zapasow zywnosciowych, to postanowilismy wybrac sie do "miasta" na zakupy. W "centrum" znalezlismy snack bar London (haha), stacje benzynowa, mini supermarket i bar. Sklep byl z serii mydlo i powidlo, ale udalo nam sie kupic pare lokalnych produktow na kolacje i sniadanie.
Ponta Delgada to mala osada i poza paroma sklepami, basenem i hotelem nie sa tu same domy mieszkalne. Idealne miejsce dla nas, bo my nie lubimy tabunow turystow i mozna zobaczyc jak zyja tubylcy.
W niedziele postanowilismy zwiedzic polnocna czesc wyspy. Objechac po kolei miejscowosci na wybrzezu. Zaczelismy od Sao Vicente 5km od naszej lokalizacji. Jest to male miasteczko i gdyby nie duzy parking nad oceanem i kolejny kawalek dalej, moglibysmy przegapic centrum.
Centrum to pare uliczek na krzyz, plac, kosciol i to w sumie wszystko. Kosciol pochodzi z XVII wieku i wewnatrz reprezentuje styl barokowy. Zostal niedawno odnowiony wiec warto go obejrzec w srodku. Najwiecej skarbow znalezlismy w sklepie spozywczym, lokalne alkohole, slodyczne itp.
Przy drodze nad oceanem jest kilka barow i restauracji, ktore najwidoczniej ciesza sie popularnoscia wsrod miejscowych, bo ulica byla zastawiona samochodami.
W ogole na Maderze jest bardzo duzo malych barow, gdzie miejscowi racza sie kawa i alkoholami. Takie centra zycia towarzyskiego. W barach mozna tez kupic podstawowe produkty typu napoje, slodycze itp.
Z Sao Vicente pojechalismy w strone Seixal. Niestety stare drogi na skalnych krawedziach sa zamkniete i jedyna opcja to nowa droga w tunelu. Po drodze zatrzymalismy sie przy punkcie widokowym na Veu de Noiva. Jest tam sklep z pamiatkami (bardzo duzy wybor roznych produktow) i maly taras z widokiem na klify. Po skale idzie stara waska droga i widac wodospad. Domyslam sie, ze przejazd ta droga musial dostarczac duzo wrazen. Na pocztowkach sa zdjecia autobusow przycisnietych do skal. Teraz droga jest zamknieta nawet dla pieszych i w niektorych miejscach widac obsunieta ziemie i skaly.
W Seixal zjechalismy do samego oceanu, zgodnie z sugestia przewodnika Rough Guide. Jest tam mala plaza, a raczej troche piasku koloru blota, plukanego regularnie przez fale. W tym miejscu zachcialo mi sie robic zdjecia fal i w efekcie skapalam sie po kostki w wodzie (w butach). Jest tez betonowy falochoron, po ktorym mozna chodzic. Po drugiej stronie falochronu jest klub zeglarski i baseny z woda morska (sztucznie odgrodzona zatoka). W drodze do samochodu zahaliczylismy o restauracje Brisa Mar. Zamowilismy tam lokalne danie z wolowiny - espetada. Niestety nie spelnilo naszych oczekiwan. Mieso nie bylo dobrze przygotowane i przypominalo gume do zucia. Posileni dodatkami do miesa wyruszylismy w dalsza droge.
Miedzy Seixal, a Porto Moniz, w krotkiej przerwie miedzy tunelami, wypatrzylam skaly wystajce z wody, ale za pozno je zauwazylam by zjechac na boczna droge.
Porto Moniz to chyba najwieksze miasteczko w okolicy i ma juz charakter turystyczny. Parkowanie nad woda jest platne (na szczescie tanie), jest tam pare hoteli, Akwarium, duza restauracja Kaszalot i baseny z woda morska miedzy skalami. Akwarium jest bardzo male i mozna je zwiedzic w 10-15 minut, wstep 7 euro dla osoby doroslej. Okazalo sie, ze mozna dokladnie przyjrzec sie niektorym okazom i mysle, ze spedzilismy tam okolo pol godziny.
Nie bylismy pewni co do celu dalszej podrozy, wiec postanowilismy jechac przed siebie, tak jak nas zaprowadzic droga. A droga prowadzila pod gore, lacznie jakies 500m roznicy poziomow. Po drodze jest pare punktow widokowych, glownie po prawej stronie drogi plus jeden duzy punkt widokowy z parkingiem na wiele aut, po lewej stronie drogi. Miasto wygladalo z gory bardzo malowniczo. Bylo tez widac jak wije sie droga pod gore.
Maz wypatrzyl na mapie, ze w jednej z miejscowosci jest kolejka linowa, wiec postanowlismy tam pojechac i sprawdzic dokad mozna zjechac. Po drodze przejezdzalismy przez miejscowosc Santa. Na glownym placu jest kosciol, parking na wiele aut i uwaga: nowoczesne toalety. Widac, ze miasteczko (wioska?) dostalo fundusze z EU i zainwestowali je w regeneracje obiektow publicznych. Toalety byly pierwsza klasa :-)
Z Santa pojechalismy dalej przed siebie, ciagle w gore. Dojechalismy do Achadas da Cruz polozonego na wysokosci 780m npm. Stamtad byly strzalki do kolejki linowej. I niespodzianka, droga schodzila stromo w dol. 300 metrow nizej i dotarlismy do kolejki. Faktycznie, byly 2 kabinki, jedna na dole druga na gorze, ale chyba byla juz nieczynna. Na dole, nad morzem bylo widac wioske, a wlascicie to wygladalo to na zespol ogrodkow dzialkowych. Przejazd kolejka jest dla odwaznych, ja bym sie nie skusila. Nie ma zadnego slupa miedzy gora, a dolem, roznica wysokosci okolo 480m.
Przy kolejce jest bar, ktory mial sporo gosci, wziawszy pod uwage lokalizacje. Widocznie miejscowi tez cenia sobie widoki i picie i jedzenie w ladnym miejscu.
Miedzy stacja kolejki, a barem jest sciezka wiodaca w dol. Wedlug informacji na tablicy, zejscie trwa 2h. Nie wiem jak mozna wrocic z dolu. Czy trzeba wjechac kolejka czy da sie jakos przejsc dolem do innego miasteczka. Na mapie nie ma zaznaczonej drogi na dole, ale widzialam tam samochody, wiec jakos mozna tam dojechac.
Po zakonczeniu podziwiania widokow nie pozostalo mi nic innego jak przydusic Polo i podjechac te 300m w gore. Nie bylo nawet tak zle i udalo mi sie jechac na drugim biegu. Stamtad wracalismy juz do naszego domku wakacyjnego.
W drodze powrotnej zahaczylismy o skalki widziane wczesniej miedzy Porto Moniz, a Seixal. Tym razem bylam juz przygotowana na zjazd z glownej drogi. Zjechalam z drogi R101 na Ribeira de Janela, ale potem pojechalam w strone oceanu. Nie ma tam zadnych wskazowek na parking czy punkt widokowy, trzeba po prostu jechac przed siebie, az skonczy sie droga.
W duzej skale przy brzegu oceanu jest wykute przejscie i wioda do niego schody. Stamtad jest idealny widok na kilka skal wystajacych z wody.
Na tym skonczylismy dzisiejsze zwiedzanie i wrocilmy do naszej bazy.
Wszystkie zdjecia z tych dwoch dni w
Galerii Picasa.