Wybralam sie na urlop na Krete do miejscowosci Rethymnon. Celem wyprawy mialo byc glownie zwiedzanie oraz jakis odpoczynek na plazy/przy basenie przy okazji. Stare miasto w Rethymnonie i Twierdza to calkiem przyjemne miejsca, waskie uliczki, duzo sklepow, restauracji, a takze okazja by zobaczyc jak mieszkaja starzy wyspiarze.
Niestety dojscie do centrum z naszego hotelu nie bylo najciekawsze. Trzeba bylo isc wzdluz dosc ruchliwej ulicy, na ktorej chodnik byl szczatkowy i poszczerbiony, a tam gdzie byl szerszy, zastawiony samochodami i trudno dostepny.
Wspolczesna Kreta rozczarowala mnie. W sumie nie wiem czego sie spodziewalam, ale na pewno nie maszerowania wzdluz halasliwej ulicy i czekania na krawedzi jezdni, az uda mi sie przemnknac jakos na druga strone ulicy.
Wybralam sie na wycieczke do wawozu Samaria reklamowanego jako niesamowite widoki warte przemaszerowania 17km w trudnych warunkach. Byc moze bylby to przyjemny spacer, gdyby nie fakt nieustannego zerkania na zegarek i zastanawiania sie czy zdazymy dojsc do konca na czas. Wyprawa zaczyna sie na wysokosci ok 1300m npm, a konczy nad morzem. Pierwsze kilometry to zejscie po "schodach", nastepnie idzie sie waskimi sciezkami po dosc trudnym terenie. Dopiero po okolo 7km schodzi sie do poziomu ok 300m npm i maszeruje sie wzdluz potoku. Punktem kulminacyjnym ma byc dojscie do tzw. zelaznych wrot - miejsca, gdzie wawoz ma tylko 3m szerokosci. Po dojsciu do konca wawozu, nad morze, trzeba przeprawic sie promem do najblizszego miasta dostepnego samochodem. Trwa to okolo godziny.
Powiedzmy, ze znam miejsca na swiecie z ladniejszymi widoczkami, dotepne w znacznie latwiejszy sposob.
Druga wycieczka, na ktora sie wybralam to zwiedzanie ruin palacu w Knosos plus muzeum archeologiczne w Heraklionie. Bylam kiedys na Akropolu, wiec palac w Knosos wygladal dosc skromnie. Jedyna roznica, to fakt, ze z Krety nie wywieziono znalezisk, tylko mozna je zobaczyc w lokalnym muzeum.
Przedostatniego dnia wybralam sie lokalnym autobusem do Chani. Ciekawe przezycie, 10 minut przed odjazdem zapowiadaja, ktory autobus odjedzie do naszej destynacji, a odroznia sie je po numerze kolejnym autokaru na przedniej szybie. O ile w Rethymnonie stacja jest mala i nie jest to problemem, bo zwykle podjezdza tylko jeden autobus pod budynek dworca, to w Chani bylo znacznie gorzej. Stacja autobusowa to wielki plac z malym budynkiem. O tej samej godzinie zapowiedzieli okolo 6 autobusow w rozne kierunki i rozpoczelo sie bieganie po placu. Jak juz doszlam do swojego autokaru, to okazalo sie, ze nie ma juz w nim wolnych miejsc. Na placu stalo jeszcze z 20 osob z biletami na ten autobus. W koncu wpakowali nas do innego autobusu jadacego w tym samym kierunku. Do dzis nie moge zrozumiec dlaczego nie ucywilizuja tego jakos, ale pewnie to byloby zbyt proste, lepiej zeby pasazerowie czuli sie jak bydlo.
Reszte pobytu spedzilam nad morzem lub basenem, woda w morzu byla cieplejsza niz w basenie.
Poziom zaawansowania cywilizacyjnego Krety i organizacji wszystkiego plus brak infrastruktury dla pieszych lekko mnie zniechecil. Byc moze zbyt wiele sie spodziewalam, majac w pamieci swoj pobyt w Grecji kontynentalnej i innych rejonach srodziemnomorskich.
Poprawie to na nastepnym urlopie, ktory planuje w odrobinie luksusu i wyzszym standardzie.
Pierwsza partia zdjec - z Rethymnonu znajduje sie na Webshots.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz